Aktualności : Mariusz

AktualnościUkochany dom. Cz. 3

2019-04-28
Kiedy zobaczyłem, te przepiękne krzaki papryki, miałem łzy w oczach. Chciałem, choć na chwilę zejść z wózka i dotknąć tych listków, małych jeszcze wtedy owoców, zdjąć buty i poczuć tą ciepłą wilgoć pod stopami. Wróciły wszystkie wspomnienia, ta ciężka praca sprawiała mi ogromną radość, a była naprawdę ciężka. Na początku mieliśmy dwa tunele, a rok później już pięć. Jeden tunel miał 30 metrów długości i chyba 8 metrów szerokości, jeśli dobrze pamiętam. W środku można było wsadzić 12 rządków papryki, po 60 szt., w jednym...

Pomiędzy dwoma rządkami robiło się łopatą (łopata nazywała się śipą, alba sztychówka, ale wygodniejsza była ta pierwsza, miała zaokrąglone boki) przez całą długość wgłębienie, w sumie było 6 takich płytkich korytek, po to, aby można było prosto z beczek podlewać sadzonki, kiedy zaczynały owocować. Jedna taka beczka miała pojemność tysiąca litrów! W środku wioski mieliśmy staw, mówiliśmy na niego „sadzawka” nie mieliśmy jeszcze hydrantów z wodociągu, dlatego po wodę przyjeżdżaliśmy do tego stawiku. To niebyła łatwa praca, na przyczepce ciągnikowej miałem dwie beczki po tysiąc litrów i obie trzeba było napełnić wiaderkiem! Czasem po wodę była kolejka, wtedy jeden drugiemu pomagał, ale nie zapomnę jak wieczorem bolały plecy i barki. Żeby podlać jeden tunel trzeba było sześć tyś., litrów! Najbardziej zawiedziony byłem, kiedy podjeżdżałem pod tunel, podpinałem wąż do beczki, a ona w kilka minut, się opróżniała. Pół godziny nalewania, a potem bach! I już pusta :( . W upalne tygodnie było tak, że nim podało się ostatni tunel, to w tym pierwszym już była susza i wszystko zaczynało się od nowa, szaleństwo :) ale jak, ja kochałem to robić… A, kiedy owoce papryki nadawały się już do sprzedaży, to nie było większej radości! Trzymanie w dłoniach owoców pracy całej rodziny…, bezcenne! Parzysz i wspominasz sobie, że wszystko zaczęło się od tak maleńkich nasionek, które w drugiej połowie lutego były wysiane do specjalnych skrzynek.

  Lubiłem czasem, z tatą po pracy usiąść w tunelu, przy piwku i przyglądać się jak papryka zaczynała kwitnąć. A, rozkwitała na biało, jej kwiaty były podobne do kwitnących śliweczek mirabelek, o, których wspominałem w drugiej części tych wspomnień. Chociaż podobnie kwiaty mają wiśnie, czereśnie czy węgierki.

  Kiedy patrzyłem na to wszystko z perspektywy wózka, zadałem sobie, a chyba bardziej Bogu pytanie:, Czemu zostało mi to wszystko odebrane?. Nie obwiniam, za to nikogo, choć pewnie, że chciałbym być zdrowy, ale czasu nie cofnę. Po kilku letniej traumie zaakceptowałem to nowe życie. Teraz widzę ile traciłem żyjąc w „galopie” ukierunkowany w obszarze rolnictwa nie dostrzegałem tylu innych rzeczy. Dziś bardziej wszystko doceniam i dostrzegam te małe rzeczy, które wcześniej pomijałem, a to w nich są ukryte klucze do piękna i całej galerii wspaniałych radości. Warto rozejrzeć się dookoła tak nieco wnikliwiej, bez pośpiechu, wtedy można znaleźć klucz do pierwszych drzwi, za, którymi ten sam świat wygląda inaczej. Więcej kolorów, muzyki, tańca, nawet wiatr w koronach drzew bawi się w kompozytora, a, z zapisanych w jego podmuchach nut ptaki nucą wesołą pieśń. Wszystko to przenika do serca do duszy, tak, że dotąd znany świat zmienia się w bardziej pełny, nowy, w którym każdego dnia odkrywane są nieznane radości, które z kolei mają wpływ na życie. Dochodzi do głębokiej rewizji wartości i tak rzeczy, które były atrakcyjne jak nowy telefon, czy komputer zmieniają dotychczasowy statut i stanowią dodatek, a nie priorytet. To nie wszystko, to początek procesu, który zmienia myślenie i wyrywa z rąk rozpędzonego świata rywalizacji, zazdrości i zawiści. Kiedy wyhamujesz odzyskasz „wolność” i nie będzie ważne to, że np., koledzy z klasy mają lepszy telefon, markowe ciuchy, bo nie ubiór świadczy o człowieku, tylko jego wnętrze, serce, dobroć, pokora…, Kiedy inni dostrzegą, że nie dbasz, o modne gadżety, ciuchy, o to, że ktoś ma lepszą pracę od ciebie i jesteś radosny/na, szczęśliwy/wa, z tym, co masz, to przestaną drwić, szemrać po kontach i będą zabiegać, o przyjaźń, aby ogrzać się w twoim cieple. Życzę wszystkim, aby w zabieganej codzienności odnaleźli, ten pierwszy „klucz” do nowego jutra. To takie rozwinięcie refleksji opartej na fundamencie „życia po skoku” i wspomnieniach po odwiedzinach ukochanego rodzinnego domu i wtedy jeszcze bajkowej wioski Podczasza Wola. A, co było później? To w kolejnej części, :) Jeśli oczywiście chcecie?. Cdn.?... To już od Was zależy

Pozdrawiam.

Mariusz.

 

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl