Moje książki : Mariusz

Moje książkiWola Życia

 

Witam serdecznie, to kolejny fragment innej książki nad którą pracuję. Zachęcam do przeczytania. To prawdziwa historia mojego życia.

WOLA ŻYCIA

PAMIĘTNIK Z WCZORAJ

 

Od narodzin aż po grób człowiek uczy się życia. Nie istnieje na ziemi żadna wyznaczona granica żaden poziom doskonałości, do którego można by dążyć i który pozwoliłby poznać tajemnicę, życia po śmierci.

Jest tyle pytań, na które człowiek nie zna odpowiedzi. Jedni się z tym godzą a drudzy nie i za wszelką cenę chcą wiedzieć i poznać prawdę dotyczącą sensu życia. Dlaczego? Może ze strachu? Świadomość tego, że wcześniej czy później umrze każdy jest przekonywująca by szukać choćby znaku. Znaku, który by potwierdził, że śmierć jest początkiem życia.

 Ale każdy poznaje smaki i możliwości na tyle na ile pozwala mu jego wytrwałość i wiara. Ten, kto szuka ze zwątpieniem, nie znajdzie kamienia nawet gdyby się o niego potknął. Wiara wymaga cierpliwości, oddania i pełnej ufności a wtedy znikają pytania i wątpliwości. Wszystko się czuje w sercu. Odpowiedź na pytanie jaki jest sens życia jest prosta Miłość! W tym świecie zdajemy z niej egzamin. Ale wszystko wygląda inaczej niż by się mogło wydawać, problem leży w spójności która została rozbita. Brak porozumienia, każdy chodzi własnymi ścieżkami które uważa za słuszne i bezpieczne. Ale każdą z nich można dotrzeć do Boga. Jeśli ma się Go w sercu i prosi o radę, to nie ma mowy żeby odpowiedział NIE!. Tylko my ludzie oczekujemy, że Bóg zrobi pstryk i sprawa załatwiona. Owszem czyni cuda ale nie jest na każde zawołanie. To dla nas próba wiary. Kiedy się modlimy nieustannie prosząc o pomoc i jej nie odczuwamy, rodzą się wątpliwości. Czy On jest, czy mnie słyszy? Jeśli tak to dlaczego nic nie robi! To typowa reakcja którą sam przeżywałem wielokrotnie. A dziś rozumiem, że Jego przychylność nie polega tylko, na oczekiwanej szybkiej interwencji. Tą pomoc i łaskę odczuje się po tej drugiej stronie.

 

Bóg dał nam ziemię i trochę czasu, każdy ma własny los w swoich rękach. Wystarczy odrobinę zwolnić tempo życia i zaczerpnąć głębokiej refleksji. Równowaga pomiędzy własną duszą a koncepcją życia doprowadzi do właściwych drzwi.

Szczęśliwy ten, kto żyje w takiej harmonii. Ja sam zaprzepaściłem łaskę, którą ofiarował mi Bóg. Tuż po tragicznym wypadku, pokazał mi przedsionek swego domu. Nie wiem co było dalej ale to co czułem było dla mnie rajem. Jasność, która mnie otoczyła była przesycona miłością. Byłem małą iskierką, na którą spływała rzeka miłości, czułem się wyzwolony.  Za żadne skarby świata nie chciałbym z stamtąd wracać. Ale wróciłem, nie zasługiwałem na to by tam pozostać. Wróciłem by na to zapracować, ale okazałem się gorszym od Jego ucznia Tomasza. Nie wierzył, że Jezus zmartwychwstał dopóki Go nie zobaczył. Ja zobaczyłem, czułem życie po drugiej stronie i wszystko zaprzepaściłem. Teraz próbuję podnieść się z dna i cokolwiek naprawić. To bardzo przykre dla mnie samego, że tak Go zawiodłem i raniłem. Nie byłem sobą, obrażałem Boga zaraz po wyjściu z Jego Królestwa.

 

Z perspektywy czasu mogę ocenić siebie wtedy jako, zagubionego człowieka. Nie było szans na jakiekolwiek przytomne myśli. Byłem wolny gdy zasypałem, a kiedy się zbudziłem byłem uwięziony w klatce gdzieś na terenie Parku Serengeti wśród wygłodniałych drapieżników. W myślach obłędny strach. Kwestią czasu było rozdarcie klatki przez mięsożernych łowców. Czułem na sobie ich wygłodniały wzrok, to koniec, pogrążyłem się w mroku…  Niech to się skończy! Priorytety się odwróciły, lęk przed śmiercią zgasł i stał się marzeniem. Jak to wytłumaczyć? Byłem zdrowy, pragnąłem żyć, a chory i bezbronny gotów byłem zapłacić by umrzeć. Dziś znam odpowiedzi na te pytania i przedstawię je we właściwym czasie.

W tym krytycznym momencie nie byłem sam, był  ze mną anioł struż, przywrócił mi tchnienie i nigdy się ode mnie nie odwrócił. Wierzył we mnie. Może właśnie to, czego się nauczyłem i zrozumiałem, chce żebym tu napisał?.

 

Nie jestem gwiazdą ani celebrytą, jestem zwykłym, szarym człowiekiem który dużo doświadczył. Życie gwiazd i ich historii, dobrych, złych jest i zawsze pewnie będzie bardziej kuszącą lekturą. Mało jest książek które są świadectwem codzienności, które dotykają spraw zwykłego człowieka. W prostocie życia jest tyle pokory,  miłości, szacunku i zrozumienia. O tym pragnę tu napisać, o walce, wyrzeczeniach i życiu z perspektywy świadka zachodzących przemian w człowieku. Chcę odsłonić rzeczywistość i patologię z jaką przyszło mi i innym się zmierzyć. Za dużo jest na tym świecie Goliatów a zbyt mało Dawidów…

W biegu aktywnego życia traci się trzy czwarte tego co jest piękne i przyjemne. Zazwyczaj dostrzega się to za późno. Brak dystansu jest zabójcą każdej duszy. Zrzekanie się  własnych wartości dla pędu materialistycznego podejścia do życia. To jest priorytetem w dzisiejszym świecie, a gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Nie ma, bo nie pasuje do profilu. Jest odstawiony na bok i wykorzystywany dla „formułek”  ślub, chrzciny… to samo dotyczy kościoła który służy poprawie wizerunku, jest to niemoralne samooczyszczanie się dla ludzkich oczu. A kiedy człowiek ma potrzebę rozmowy o Bogu, wierze to żaden z tych samooczyszczanych się ludzi kościoła nie podejmie dialogu. Co gorsza uznają tego kogoś za wariata! I komentują krótko: Nawiedzony psychol.

 

Gdybym mógł chodzić i wyszedł w tej chwili na miasto to raczej na pewno nikt kogo bym zaczepił nie zechciałby rozmawiać o Bogu. Byłbym odpychany jak niegdyś trędowaci. Dlaczego oprócz nielicznych  panuje społeczna niechęć do takich rozmów? Przecież to jest sens życia, poprzez wiarę, jej zgłębianie jesteśmy bliżej Boga. Unikanie rozmów o Nim jest równe z wyparciem się Go, więc po ten kościół?

Może nie jestem właściwą osobą żeby o tym pisać bo byłem gorszy, zamiast do kościoła wolałem iść na piwo. Ale mama dobrze mi przekazała, to jak ważny jest Bóg i wiara. Od dziecka aż do dnia wypadku zawsze wieczorami całą rodziną modliliśmy się.

Tak, nie wypieram się bo grzeszyłem wybierając karczmę zamiast kościoła, może nie byłem na tyle dojrzały żeby zrozumieć to co w życiu ważne. Ale jednego jestem pewny, że nigdy, przenigdy nie odtrąciłbym nikogo kto chciałby rozmowy o Bogu. Był i jest w moim sercu, zawsze gotów by mnie wysłuchać i pocieszyć. Jest Ojcem, Przyjacielem, Bratem, Jest Wodą i Chlebem, Jest wiatrem i cieniem. Jest schronieniem dla każdego, Jego drzwi są zawsze otwarte.

 

Kiedy byłem zdrowy nie czułem, że Jest przy mnie, że jest tak aktywny! Dziś mi przykro że  wszystko co mi się w życiu udawało przypisywałem sobie. Nie mówiłem Boże ale super udało nam się to, czy tamto. Ale kiedy coś nie wyszło, to od razu Boże, za co to!...

Po tylu latach od własnej tragedii dostrzegłem to czego nie widziałem, nie czułem. Wiedziałem, Bóg jest ale nie wiedziałem, że jest tak blisko każdego człowieka. On jest światkiem wszystkiego co robimy. Cieszy się gdy jesteśmy szczęśliwi! Cierpi gdy ranimy, ale w każdym pokłada nadzieję i nikogo nie skreśla. Jestem przekonany, że każdy człowiek ma swoją misję do wykonania tu na ziemi.

Jednocześnie chcę podkreślić, że to co piszę o Bogu to moja własna interpretacja. Jestem uczestnikiem trochę odmiennego życia, daje mi to  przewagę w czytaniu codzienności i umożliwia drobiazgowe rozpatrywanie problemów. Bezsprzecznie stwierdzam, że bez Boga życia nie ma. Niezależnie od poglądów i tego kim się jest, czy też było, czy ktoś wierzy czy nie,  On nikogo nie odrzuca. Nawet jeśli całe życie było pełne cierpienia, frustracji, co zniechęciło do wiary że On istnieje.

 

Dziś widzę wyraźnie Jego pomoc kiedy byłem zdrowy i kiedy uległem wypadkowi. Przez dwa tygodnie rodzina patrzyła na syna, brata, który bez respiratora byłby już pochowany. Jedna decyzja lekarzy i nie byłoby mnie. Kiedy kapłan udzielił mi ostatniego namaszczenia, szepty zielonych aniołów nuciły smutną pieśń, „ nie wyjdzie z tego już „ ale to nie one decydowały. Szef z góry miał inne plany co do mnie.

 

Piszę tę książkę bo chcę Mu podziękować za opiekę i za wszystko co zrobił i wciąż robi, nieustannie. Piszę ją też dla tych którzy są zagubieni i nie wiedzą którą z dróg wybrać.

To swego rodzaju biografia w której analizuje życie w dwóch różnych światach. W jednym Bóg jest przy mnie a w drugim to ja jestem przy Nim. Dał mi szanse i  pozwolił dostrzec różnice i moją niedoskonałość w obu światach. Uciszył pretensje i agresję, dał mi odczuć kiedy Go raniłem a kiedy był ze mnie dumny. Dziś wiem, że mój dramat nie jest karą lecz nauką. Ale zanim to zrozumiałem, zdążyłem narobić tyle głupot, że głowa mała. Jednak to wszystko złożyło się w obiektywną całość, w której wykuty został klucz do zrozumienia tego życia. Mam nadzieję, że ta książka pomoże wielu ludziom.

 

Wola życia.

 

Nawet profesjonalnym aktorom trudno odegrać bezbłędnie rolę scenariusza sztuki nakreślonej przez wybitne umysły. Dubel, za dublem aż reżyser łaskawie i z przekąsem podniesie do góry kciuk. Jakby chciał powiedzieć: Dobrze lepiej już ci nie wyjdzie.

To wystarczy żeby podrażnić ambicje by ten dał z siebie więcej.

 Ale aktor ma nieograniczoną ilość prób by osiągnąć zamierzony cel. W scenariuszach pisanych przez codzienność nie ma dubli, które pozwoliły na korekty popełnionych błędów. W życiu sztuk artystycznych to iluzja przyciąga widownie. To, czego nam brakuje czerpiemy z ekranu gdzie istnieją możliwości, których nie ma nigdzie indziej. Po spektaklu gasną jupitery a wraz z nimi emocje i pozostaje szara rzeczywistość. Zlew pełen garów do mycia i brudny dywan który od tygodnia miał być na trzepaku…

Wszystko wydaje się być takie trudne, skomplikowane i nudne. Monotonia zbiera swoje żniwo i życie wydaje się nie mieć kolorów. Wyobraźnia ratuje  od totalnego doła i jakoś ten dzień zleci.

Takie podejście do życia to niemal standard, zwłaszcza u ludzi młodych. Kiedy kończy się impreza życie jest do bani. To dzisiejsza rzeczywistość. Kiedyś wszystko było inaczej.

 

Kolory nie znikały, dobry humor i optymizm, tak wyglądały moje dni kiedy byłem zdrowy. Chandra, depresja? Nie miałem pojęcia co to jest. No chyba, że któreś z tych określeń odnosiłoby się do kaca, to tak, wtedy mógłbym to przyjąć. Większość niedziel byłaby chandrą. Taki panował wtedy zwyczaj, życie na wariackich papierach. Od poniedziałku do soboty zbierałem forsę tak jak i każdy z moich kolegów. A w sobotnie wieczory impreza na całego. Jakże wtedy piękne było to życie. Ale zanim posmakował ty beztroskich lat, sporo przeszedłem.

Do trzeciego roku życia, rodzice walczyli o moje zdrowie,  miałem problem z oskrzelami. Mama mówiła, że nieraz o drugiej, trzeciej w nocy, zima, lato musieli z tatą nieść mnie do lekarza. Mieszkaliśmy od niego dwa kilometry w szczerym polu. Mama zawsze płakała kiedy dochodzili na miejsce. Bała się, że za którymś razem nie dotrą na czas i się uduszę. Wspominała, że za każdym razem byłem już siny u lekarza. Dostawałem jakieś zastrzyki i wszystko wracało do normy. Po dwóch latach była poprawa i wtedy sam lekarz przyznał, że tylko cud mógł sprawić, że to dziecko żyje. Dodał jeszcze, że moje serce pracowało za dwóch, z takim sercem nie mógł umrzeć. Rodzice byli szczęśliwi.

A doktor nie wiedział kogo ratował. Mama bardzo często zabierała mnie do niego na badania. Miałem prawie trzy latka i już coś tam kojarzyłem. Przed ośrodkiem był park, jak tylko mama chciała do niego wejść to już wiedziałem, gdzie mnie prowadzi. Wyłem jak wilk! Ale to jeszcze nic. W ośrodku to dopiero wojowałem! Kopałem i lekarza i mamę. Byłem taki zły! Krzyczałem do doktora że jest dupa, dupa, dupa! Ale nie pomogło, bo doktor dupa i tak zrobił zastrzyk. Dzięki wspaniałym rodzicom i lekarzowi z ośrodka żyję. Ale dziś wiem, że to Szefunio zza chmur był tym serduchem które wciąż bije. To serce pomogło mi setki razy. Nie pamiętam nic z tego co tam wyprawiałem, ale to był przedsmak moich psotów, biedna mama. Najważniejsze było jednak to, że wyzdrowiałem.

 

Dużo się działo w dzieciństwie i kiedy byłem nastolatkiem. Zanim jednak poznałem smaki zdrowego życia upadłem i długo nie potrafiłem się odnaleźć w nowej szkole życia. Nim zaczerpnąłem tego pięknego oddechu beztroskiego życia, musiałem radzić sobie już w zupełnie innym świecie. W świecie w którym brakowało kolorów z tego poprzedniego. Jedna beztroska chwila, jedna błędna decyzja napędzona brawurą i poległem. Poległem nie na polu chwały, lecz wstydu. Kompletny brak wyobraźni i wydałem na siebie okrutnie surowy wyrok.

 

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl