Często słyszę, że Boga nie ma. Nie próbuję na siłę przekonywać, że jest się w błędzie, każdy ma swój rozum. Sam w Niego wątpiłem po wypadku, ale to były raczej myśli w ramach odwetu. Pozwoliłeś żeby stała mi się krzywda to teraz ja Ci dokopie! Ciebie nie ma! Nie wierzę w Ciebie draniu! Tak, to okrutne, ale tak wtedy Go karciłem. Mówiłem okropne rzeczy, że jesteś czy nie, to dla mnie już nie istniejesz! Ojciec, który kocha swoje dzieci chroni je, więc jak mam wierzyć, że jesteś skoro tutaj leżę przykuty do łóżka?!
Moja wojna trwała długo aż do chwili, kiedy zrozumiałem, że tylko On jest przy mnie, nieustannie. W nocy jest moim spowiednikiem, przyjmuje wszystko, z czym do Niego przychodzę.
Wiele razy towarzyszy mi uczucie, że siedzimy sobie obaj na dużym kamieniu i gadamy. I nawet, kiedy rozmowa jest poważna to w pewnym momencie szturcha mnie łokciem i szuka zaczepki! To mnie zdumiewa, ja się tu produkuje a On zwyczajnie to bagatelizuje! Ale po chwili wszystko pojmuje, chce żebym wyluzował. Daje mi do zrozumienia, że życie tu jest tylko krótkim odcinkiem drogi. Nie traktuj jej mówi jak coś najważniejszego. Wykorzystaj te chwilę najlepiej jak potrafisz i daj mi argumenty, które przemówią bym ofiarował ci życie wieczne u mego boku. Odchodząc mówi, chcę tylko tyle. Klepiąc mnie w ramie rzuca jeszcze spojrzenie, wymowne spojrzenie „idź i zrób dla mnie ile możesz.
To wszystko odbywa się w wyobraźni i jest tak prawdziwe, że nie pozostawia żadnych wątpliwości, że On jest. W odbywaniu takich rozmów pada zbyt dużo sensownych odpowiedzi żeby wątpić. W myślach zadaję pytanie i poprzez myśli otrzymuję odpowiedź, która wcześniej była dla mnie zagadką. Ale tak naprawdę samo przebywanie z Nim, bez konieczności rozmowy jest przeżyciem, które użyźnia serce i dusze. Przygotowuje grunt pod wzbogacenie upraw serdeczności, miłości, wiary… by poprzez nie uczestniczyć w prywatnych rekolekcjach i przyjmować Jego nauki, by je rozumieć.
Po takich doświadczeniach nie trudno pojąć, że wszystko, co się dzieje ze mną i innymi czemuś służy. Choć nie jest łatwo przyjąć, pogodzić się, że akurat mnie to spotkało, ale czas robi swoje i odnajduję się w nowej roli. Nie wiem czy to awans, czy lekcja pokory, jedno, co wiem to, to, że On naprawdę jest, a mówienie do Niego wprost jest duchową ucztą. To pomaga i odpycha wszelakie roszczenia do takiego losu.
Wracam do chwil z przed wypadku i choć to nie łatwe, to muszę przyznać, że mam wątpliwości, co do tego jak wyglądałaby moja przyszłość. Pewnie bym się ożenił i był utrapieniem dla rodziny, bo zbyt wiele alkoholu było w moim życiu. Niespełnione ambicje topiłem w procentach. Bóg to dostrzegł i zareagował, jestem gdzie jestem, może kiedyś mi pokaże jak wyglądałoby moje życie gdybym nie skoczył. O zgrozo, ale nie wiem czy bym miał odwagę to zobaczyć. Teraz żyję w świadomości, że mnie ocalił i niech tak pozostanie. Jakby przyjrzeć się bliżej to mógłbym powiedzieć, że żyje na równi z innymi. Trochę jest ograniczeń i nieco więcej chorób, ale ilu ludzi ma jeszcze gorzej? Całe miliony...
Jeśli ktoś nadal wątpi w Boga, że Go nie ma niech czyta dalej:)
Kiedy się wzruszamy i ocieramy łzy ze szczęścia, albo, kiedy łączymy się z innymi w bólu, cierpieniu…
Ilu z nas przeżywało dramat Madzi, a ostatnio zderzenie pociągów? Ilu z nas modliło się za ofiary tej katastrofy i ich rodziny? Z pewnością miliony. Gdyby nie było Boga to czy obchodziłyby nas takie tragedie? Wątpię. Wrażliwość, emocje, współczucie… to cechy, w które Bóg odział ludzką dusze na swoje podobieństwo. On jednoczy nas w takich chwilach zmuszając do refleksji. To okrutne, gdy ceną tego jest śmierć tylu niewinnych ludzi. Ale może właśnie Bóg poprzez cierpienie chce nam coś powiedzieć? Jeśli nie spełniamy Jego woli, próbuje nas nakierować na właściwą drogę. Może nazbyt cenimy inne ideały, skupiamy się nie na tym, co powinnyśmy.
Dla rodzin zmarłych, to dramat, wiem jak cholernie bolesny to dramat, bo sam przeżyłem niedawno nagłą śmierci brata. Upłynęło dużo czasu zanim się z tym pogodziłem. Dziś wiem, że brat jak i ofiary katastrof są teraz w Domu Szefa! Są w pięknym miejscu, wiem, bo po skoku byłem tam, krótko, ale to wystarczyło.
Nie można żałować tego, że ktoś bliski jest w niebie, wszyscy chcemy tam trafić. Jedyne, z czym tak trudno sobie poradzić to tęsknota za zmarłym i z nią sobie nie radzimy. Brakuje nam dojrzałości by zrozumieć Boga. Do tego potrzebny jest spokój, ale w dzisiejszym zabieganym świecie to chyba raczej niewykonalne dla większości społeczeństwa.
Wiem jak trudno jest zmagać się z problemami, ale warto być wytrwałym, bo nagroda jest niewyobrażalnie potężna. Miliony razy większa od każdego największego marzenia.
Nie jest to łatwe, bo dziś życie wymaga tej narzuconej aktywności, wszystko robi się w biegu, a kiedy wraca się do domu to już brakuje sił, co odbija się na rodzinie. Ale inaczej się nie da, bo kiedy zwolnisz Twoje miejsce zajmuje ktoś inny i koło się zamyka. Jak w takim motłochu można być szczęśliwym? Większość czerpie siłę z chwil, które od czasu do czasu przynoszą trochę radości. To chyba za mało żeby być w pełni szczęśliwym. Owszem, mamy prawo do wyboru, ale co on da, koniec, końcem wylądujemy w tym samym miejscu, z którego zwialiśmy:) Jednym słowem przerąbane?:) Nie, bo jest jeszcze coś, dusza, liczy się to, co w niej mamy i jakie życie w niej prowadzimy. Czasem myśli mają większą wartość od czynu. To dla tych, którzy chcieliby coś zmienić, zrobić, ale nie mogą. Nie ma dla nikogo zamkniętych drzwi do konwersacji z Bogiem. Wystarczy podejść do Jego drzwi a On je otworzy nim zdoła się w nie zapukać. Czy będzie zły, kiedy zobaczy, że ktoś, kto Nim gardził stoi przed Jego domem? Nigdy! Powie z radością „dobrze, że jesteś, czekałem na ciebie”. I takiej miłości brakuje nam, ludziom by doceniać siebie nawzajem i życie, które ma tak wiele do zaoferowania.
Tak to widzę i czuję.
Pozdrawiam Was serdecznie:) Buziale ale tylko dla dziewczyn!:) Dla chłopaków po browarku:)
Mariusz.
copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl
Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom
projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl