2018-11-15
Ależ mieliśmy piękną jesień! Całym sercem chłonąłem jej pejzaże, w promieniach słońca wyglądały wspaniale. Cała przyroda dookoła wdzięcznie się uśmiechała, jakby miała ochotę przedłużyć czas na zasłużony odpoczynek...
Odniosłem wrażenie, że nieco z obawą rozglądała się wokół i próbowała dostrzec w drodze „Dziadka Mroza” chcąc zaprosić go do stołu negocjacji by powiedzieć: Słuchaj Dziadku, nie szalej, rozejrzyj się i popatrz na te wszystkie uśmiechnięte twarze ludzi, daj jeszcze chwilę tej radości wszystkim i nie psuj niczego. Myślę, że Dziadek może się nieco wkurzyć, bo argumentów ma, aż nadto by rzec: Uległem i ja urokowi twego wdzięku i nie spieszyłem się zbytnio by pokryć szronem wszystko, co moje we właściwej porze, a ty dostojna panno jeszcze spać nie chcesz?!. Marsz do łóżka!. Dziadek, choć srogi to z pewnością, z wielką troską ułoży świat przyrody do snu zimowego, aby mógł wypocząć, aż do wiosennej eksplozji. No, ale na razie zamiast lekkiego piękne dni.
Kiedy byłem na spacerku po długiej chorobie zobaczyłem tą prawdziwą polską złotą jesień i wtedy wróciło wiele wspomnień. Tak bardzo chciałbym przeżyć jeszcze jeden dzień z dzieciństwa, kiedy nasz dom tętnił życiem. Pamiętam jak pewnego razu w piękny jesienny i słoneczny dzień jechaliśmy wozem konnym (nie mieliśmy jeszcze ciągnika) przez las do sadu zrywać jabłka i śliwki węgierki. Po drodze w lesie był prawdziwy wysyp grzybów (opieńków). Wyglądem przypominają tzw. (psie grzyby) trujące, a w rzeczywistości to jedne z najlepszych grzybów, z, których mama robiła pierogi. Nie wiem, do jakiej potrawy porównać ich wyjątkowy smak, ale dziś oddałbym wiele za kilka z nich, a uwierzcie, że co do pierogów to jestem wyjątkowo wybredny. Och, ukochana mamo twoje nie równały się z niczym… Wystarczyło nam pięć minut by zebrać pełny kosz samych łebków opieńków, a mama z Anią wieczorem ulepiły ze sto pierogów na kilka dni. Takich wytwornych dań praktycznie z niczego mama z Anią, a później i z Kasią robiły wiele…
Kiedy dojechaliśmy do sadu, to, rany…, smaki owoców z niego lepsze tylko z pewnością są w Niebie. Wspomniane śliwki i różnego gatunku jabłka oblegały drzewa jabłoni. Przepyszne złote i szare renety, kosztele, jonatany, grochówki i wiele innych starannie zrywaliśmy i układaliśmy w skrzynkach. Na koniec był deser, ulubione zajęcie, strząsanie i zbieranie orzechów włoskich. Wokół biegały wiewiórki, jakby trochę ze złością obserwowały zbiór ich przysmaku. Ale spokojnie, tata uczulał nas abyśmy na każdym z drzew zostawiali i dla nich na zimę tych smakołyków. Oprócz wiewiórek w ogrodzie można było spotkać niewielkie stada bażantów i kuropatw. Ten sad był naprawdę wyjątkowy, miał w sobie duszę, a wiele starych drzew bez wątpienia znało wiele historii.
Innym razem obok sadu wycinaliśmy kapustę, wyrywaliśmy buraki, marchew, pietruszkę…, a wieczorem odbywało się szatkowanie. Każdy miał wyznaczoną rolę, mama z Anią obierały kapustę i marchew, szykowały też różne dodatki, jak zioła i sól. Natomiast ja z tatą szatkowaliśmy i ubijaliśmy kapustę w beczce. Do ubijania służyło kawał dębowego drewna na kształt maczugi, było to dość ciężkie drewno, ale takie miało być. Najpiękniejsza w tym wszystkim była satysfakcja z dobrze wykonanej pracy. Jesień zawsze jest wyjątkowa pod względem plonów jak i towarzyszących jej kolorów. Przypomina wiosnę, z tą różnicą, że wtedy świat przyodziewa suknię lekką kolorową, a jesienią zamienia na ciepłe srebrnobiałe futerko. W każdym razie chcę podkreślić i myślę, że wielu się ze mną zgodzi z tym, że nasza polska złota jesień nie ma sobie równych :) Myślę, że każdy rodak gdziekolwiek mieszka poza granicami ma w sercu ten widok i zawsze w chwili tęsknoty przywołuje go bez trudu.
Pozdrawiam wszystkich.
copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl
Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom
projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl