Aktualności : Mariusz

AktualnościCoś innego niż zwykle :)

2013-10-13
Hej :) Nie pamiętam już sam, kiedy napisałem tu cos wesołego, radosnego, co kiedyś robiłem tak często. Optymistyczne tematy, pełne życia, wiary, które dotykały a wręcz wdzierały się do serca, duszy i bawiły od środka. To były teksty, które kruszyły skały i zmiatały wszystkie napotkane przeszkody. Dodawały pewności siebie, otwierały drzwi bez kluczy, porywały i zabierały do innego świata. Postaram się, aby i ten tekst był taki jak te wspomniane.

No, dobrze, trochę się lękam, ale mam nadzieję, że nie zapomniałem jak się pisze.

 

  Latem, kiedy wyjeżdżałem na spacery nie mogłem się początkowo odnaleźć, szukałem czegoś, hm… sam nie wiem. Nie słyszałem i nie widziałem tego, co kiedyś, drobiazgów, które pieściły oczy i koiły zmysły. Za każdym razem, kiedy wychodziłem, byłem ciekaw czy ujrzę mój kolorowy świat. Niestety przepadł, nie mogłem dostrzec nic, nawet odrobiny, choćby jednej z jego barw.

Nocami miałem mnóstwo pytań do siebie, do Boga, co się stało, dlaczego nic nie widzę, nie słyszę i nie czuję? Gdzie zapodział się mój botaniczny ogród, z którego czerpałem tyle energii

 i zachwytu, dzięki któremu zasypiałem z uśmiechem. Każdej nocy zabierał mnie do pociągu pełnego marzeń. Nagle, z niewiadomych przyczyn stoję na peronie a on nie nadjeżdża!

Długo myślałem, szukałem przyczyny takiego stanu rzeczy. W końcu zrozumiałem, co jest powodem utraty widzenia tego, czego nie dostrzegają inni.

W moim życiu było za dużo chaosu, dopuszczałem do siebie każdy problem, nawet błahy i stawiałem przed sobą mur, mur, który rósł i rósł… to on nie pozwalał mi przekroczyć mojego mostu do Terabithii.  Kiedy wyrzuciłem z głowy większość „ śmieci „ sztucznie budowanych, które niepotrzebnie mnie nakręcały i nękały wszystko się zmieniło.

 

 Nowe dni przynosiły wiele radości. Wychodząc na spacer już w progu dostrzegłem olśniewający blask zaginionego świata. Odzyskałem do niego wstęp. Każda roślina się uśmiechała, z zewsząd słychać było głosy;

 „Mariusz jak dobrze, że jesteś, że wróciłeś, czekaliśmy na ciebie! Co się z tobą działo? Wołaliśmy cię, mówiliśmy do ciebie, a ty tylko patrzyłeś i nie odpowiadałeś. Miałeś takie smutne i puste oczy, teraz bije z nich życie, które napełnia nasze serca radością!”  

Znów czułem się jak król, uwielbiany, najważniejszy. Cudownie było słyszeć szept traw, patrzeć na pocałunki kwiatów, na owoce ich miłości. Wokół było przepięknie, ani jednego miejsca bez koloru, wszystko żyło, nawet kamienie toczyły bezustanny dialog…

 

To nie, żart, a szczera prawda, ten świat istnieje. Każdy powinien go zobaczyć i poczuć moc, którą w sobie ma.

 A kiedy chce się więcej, wystarczy zatrzymać się gdzie kol wiek i zamknąć oczy. Choćby na krótką chwilę. A w niej można przeżyć wiele innych, tych, o których się marzy.

Przepięknych, zapierających dech, z których czerpie się mnóstwo rozkoszy i siły do życia.

 

W jednej chwili podnoszę się z wózka, rozkładam koc na trawie i całuję wymarzoną dziewczynę, która nie odstępuje mnie na krok. Wokół nas gra muzyka, na naszych oczach wyrastają kwiaty, rozkwitają, chwytają się za dłonie i tańczą… motyle bawią nas muskając po twarzach swoimi delikatnymi jak jedwab skrzydełkami. Niczego więcej nie pragnę, wszystko mam przy sobie. Patrzę w oczy ukochanej i czytam z nich miłosny wiersz, pisze go jej spojrzenie, dotyk, pocałunek… czuję ciepło jej dłoni, splatamy je ze sobą tworząc krąg, wokół którego natura rzeźbi nasz prywatny Eden. To nagroda za wiarę w niemożliwe i pozbycie się nawarstwionych problemów.

 

To one odbierały mi radość z każdego nowego dnia i widoku wschodzącego słońca. Przecież wcześniej nie było mi łatwiej niż obecnie a potrafiłem się śmiać i zarażać uśmiechem innych. Ocknąłem się w ostatnim momencie, kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, że stoję po szyję zanurzony w morzu. Woda napływała mi do ust, nie mogłem zaczerpnąć powietrza. Ostatkiem sił dopłynąłem do brzegu i wypełzałem na suchy ląd. Byłem wyczerpany, sam w środku nocy. Z trudem obróciłem się na plecy, spojrzałem na niebo, było bezchmurne, usiane gwiazdami. Im bardziej wpatrywałem się w ich uroczy blask, tym więcej słów mogłem z nich wyczytać. Ich łagodny przekaz dodawał mi coraz więcej sił i odwagi.

 Dziś stoję w przedsionku nowego dnia, czekam na świt z podniesionym czołem i nie czuję lęku przed niczym.

 

To nie przypadek, że posługuję się wieloma przenośniami. Ich barwny język łatwiej przekona inne osoby do odrzucenia problemów, które zatruwają życie i odbierają tak wiele radości. Wszystko da się pogodzić i nie warto pogrążać się w błędnym kole, w którym rządzi chaos. Zadręczanie się niczego nie rozwiąże, a wprowadzi tylko człowieka na ścieżkę mroku, gdzie łatwo się pogubić.  Sam tego doświadczam, ale z całych sił wyrywam się ze szpon ciemności i biegnę w stronę światła. Już nie uciekam od gwaru, przeciwnie, lgnę do niego i to tam pobieram lekcje nauki, śmiechu i luzu w codziennej egzystencji. Kiedy ja się uśmiecham, ktoś inny robi to samo i dzień wygląda zupełnie inaczej.

 

Najwięcej radości mam wtedy, kiedy nie myślę źle o tym, co będzie jutro. Marnowałem bieżący dzień, lękiem o kolejny. To strata czasu, no głupota. Teraz liczy się tu i teraz, nie chcę tracić żadnej z chwili, żadnej okazji do uśmiechu, bo to dar, z którego trzeba korzystać. Pragnę wyciągać z każdego dnia jego czystą esencję, spijać każdą kroplę i przyczyniać się do uśmiechu innych ludzi. Może nie mam w sobie takiej mocy, o której pisze, ale ona jest wokół nas i czeka by się o nią upomnieć. Wierzę bardzo, że każdy, kto przeczyta ten tekst, wyciągnie jakieś wnioski. Tym bardziej, że pisze to ktoś, kto ma powody do różnego rodzaju trosk, obaw czy lęku. Każdego dnia toczę boje o to by uciec przed mrokiem i żyć najlepiej jak umiem. Nie pamiętam jak to jest, kiedy nic nie boli a mimo to odnajduję się w takim życiu. To też zasługa innych, musimy sobie pomagać po to tu jesteśmy. W samotności jest mnóstwo cierpienia, znam wszystkie jego smaki, nie są przyjemne. Dlatego nie pozwól by twoja samotność trawiła Cię za życia i staw czoła codzienności. Tak, aby nowy dzień był przygodą a noc zmieni swe oblicze tak, że nie będzie powodów do ocierania z twarzy łez. Otworzą się przed tobą horyzonty do kreślenia scenariuszy i nie będziesz mógł doczekać się poranka by wprowadzić je w życie.

Cholera, mam tyle myśli w głowie, uśmiecham się pod nosem, bo dawno nie czułem takiej radości z pisania. To dobry znak, tego samego życzę wszystkim, którzy stracili z oczu właściwą drogę, by wrócili na nią jak najszybciej, natychmiast!

Ja już nie mogę się doczekać mojego świtu…

 

Pozdrawiam wszystkich serdecznie. 

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl