2017-08-22
Zło nie zasypia…
W momencie, w, którym wykazałem zainteresowanie natychmiast otworzyły się tak po prawej jak i lewej stronie nowe drogi.
W pierwszej chwili poczułem chłód, dziwny lęk i samotność, jakbym stracił coś, co było przy mnie od zawsze, co sprawiało,
że czułem się bezpiecznie. Wtedy nie wiedziałem, że pogardziłem Opiekunem Bożym. Wybrałem swoją drogę, drogę wolnej woli,
a to nie wszystko, bo wraz z tym wyborem otrzymałem papirus...
Z tego dokumentu będę rozliczony, moja niepełnosprawność nie daje mi przywileju. Ale powoli...
Kiedy skusiły mnie inne dźwięki gąszcz dłoni po obu stronach drogi usilnie o mnie zabiegał. Obawa znikła z chwilą, w, której zobaczyłem znajome twarze z tłumu, te, które biegły z pomocą w chwili upadku. To skłoniło mnie do tego, aby bez wahania zboczyć z drogi pokoju. Pomyślałem: czemu mam nie doświadczyć czegoś nowego, tyle tu radości, atrakcji i super zabawy. Każdy witał mnie jak przyjaciela, a główny wodzirej o twarzy anioła wykrzyczał moje imię i uniósł do góry kciuk. Czułem się wspaniale, wyjątkowo, cały tłum wznosił za mnie toasty. Kiedy poczułem we krwi alkohol…, co za moc! Ktoś rzucił: stary to napój Bogów!
Po jakimś czasie dotarło do mnie, że coś tu jest nie tak, bardzo nie tak. Nikt nie troszczył się o nikogo, impreza za imprezą, a po niej mnóstwo ludzi upitych, zarzyganych i śmierdzących, a ja wśród nich. Pomiędzy nami główny wodzirej przechadza się, klaszcze w dłonie, podskakuje i jest wyraźnie szczęśliwy w odróżnieniu od nas.
Zaczynałem tęsknić za moim poprzednim Opiekunem, lecz byłem za słaby, aby wyrwać się z uwięzi Złego. Mój upadek był bliski, skoczyłem do wody a wtedy?...,być może ocaliło mnie to jedno pytanie: Boże czy w taki sposób mam odejść z tego świata? Może wtedy doszło do wielkiego boju o moje życie?. Kiedyś się dowiem.
Inny świat.
Otworzyłem oczy w nowym świecie, którego nie akceptowałem! Dociekałem, kto dopuścił się tak drastycznej eskalacji na moim suwerennym ciele!?. Bóg? Czy to Jego robota?. Jeśli tak, to nienawidzę Cię Draniu! Wrzeszczałem w sobie. Po okresie buntu zmieniłem zdanie, przeprosiłem Go, bo tylko On był przy mnie oprócz rodziny. Opiekun nie powrócił na stałe, nie pozwolił mi otrzeć tej łzy, która wciąż była na Jego policzku. Cieszyło mnie jednak to, że w chwili dramatu był i uratował swoje dziecko z nad przepaści.
Przez jakiś czas miotałem się i szukałem swojej przystani. Aby przyjąć swój krzyż i w pełni go zaakceptować potrzebowałem duchowej równowagi, po to aby się nie zachwiać. Kiedy myślałem, że jestem gotów, nie byłem w stanie zrobić „kroku”!. Ciężar nie był, ponad moje siły więc o co chodzi?.
Z upływem czasu zaczynałem rozumieć. Myślałem, że po przeczytaniu Pisma Świętego jestem wszystkowiedzący, lecz byłem nic nierozumiejący. Im bardziej miałem się za mądrego, tym głupszy się stawałem.
To przez pychę traci się Bożą łaskę i to był powód mojej niemocy. Oczekiwałem nie tylko pewnego rodzaju akceptacji, ale też podziwu z mojej przemiany duchowej. Ależ trzeba być naiwnym głupcem, żeby tak po prostu dać się zmanipulować złemu. Żeby uwierzyć, że jest się podobnym do Świętych w Niebie. Dzięki Ci Boże za opamiętanie. Cdn.
copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl
Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom
projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl