Aktualności : Mariusz

AktualnościŻycie

2017-01-05
Człowiek jest tak kruchy jak trzcina na wietrze, jednego dnia stabilnie spogląda na życie, a drugiego pada i to tak, że inne „trzciny” słabsze szemrają między sobą: Oto spójrz upadł najmocniejszy z nas jak to mogło się stać…!

 Często nie patrzymy na własny zegar czasu i to, co w życiu ważne pomijamy bądź odkładamy każdego dnia na jutro. Sęk w tym, że to jutro może zadecydować za nas i nie pozwoli na to, aby dotknąć tych odkładanych spraw. Zapominamy o tym, że nie my jesteśmy panami tego życia. Jego kryteria owiewa tajemnica, a my według własnego rozumowania i poglądu odkrywamy ją w sposobie własnego życia. Cóż to znaczy? Według własnych poczynań i wyborów przydzielamy siebie do poszczególnych dróg jak i celów nie znając przyszłości. Dążymy do tego, co mamy w planach, ale czy bierzemy pod uwagę, że to tylko hipoteza? Czyli nic pewnego. Jednak w żywiole optymizmu hipotezę miażdży pewność siebie, to dobre byle nie było w niej zarozumiałości i pychy.

 Cóż, więc wybrać do kreacji życia? Ślepy los, żywioł, który bywa bolesny w trakcie upadku, czy pozwolić się prowadzić łagodności w „tańcu życia” bez dominacji jednej ze stron, a równowadze obojga. Popatrzmy na Tango jest w nim wiele historii, dwoje ludzi jednym ciałem, bez skazy, bez fałszu, zakłamania, bez intryg, wyrzutów, żalu. Co jeszcze widzimy? Miłość, oddanie, zaufanie, radość, spełnienie… W zależności od czasu w „tańcu” ciepła i wiary przetrwamy niejedną próbę nawet te, które bywają nieprzychylne. Bo i takie nas nie ominą, wtedy cierpimy, dlaczego? Bo jesteśmy tylko ludźmi i nie rozumiemy wszystkiego.

 Często słyszę, że osoby z niepełnosprawnością nabytą w praktyce życia jak i tą wrodzoną zwracają się ku Bogu, bo nie dostrzegają światełka pomocy od strony medycznej. W rozpaczy rzucają się w ramiona Boga, ponieważ nie widzą dla siebie innego ratunku, może poniekąd mają racje, choć osobiście tak nie uważam. Ale to samo można powiedzieć o osobach zdrowych. Kiedy choroba zakłuci idealny porządek dnia, to niemal natychmiast kierowane są prośby do Boga, choć nim nastąpi opamiętanie sypią się gromy na Niego. Tak to niestety wygląda.

 Wracając do „narodzin wiary” we mnie, gdybym mógł stanąć po wypadku z Bogiem twarzą w twarz to bym Go rozszarpał. Idealne życie spłonęło jak kartka papieru. Nie potrafiłem myśleć racjonalnie w nowym życiu, bo wszystko było ode mnie zabrane. Jak radzić sobie w takiej niemożności, gdzie wszystko, co było proste stało się nieosiągalne. Jednego dnia piękne życie znikło, a to, które przyszło było nie do zaakceptowania. Wyrzuciłem Boga z siebie, ale coś zostało, małe ukryte ziarenko, którego nie czułem w sobie. Kiedy jednak puściło korzeń wtedy pojawił się pierwszy uśmiech, to było wtedy, kiedy udało mi się samodzielnie przejechać na wózku kilka metrów. Ta kruchość człowieka tak właśnie wygląda, skrajności w trudzie i odkładanie bliskości Boga na potem…

 Którejś nocy zdałem sobie sprawę, że nie mam, do kogo kierować nawet swoich myśli. Wówczas z tego Bożego ziarenka wydobyła się jakaś siła, która jakby chciała dać mi odczuć, usłyszeć te słowa, „nie bój się, Ja jestem”. Wtedy wszystko nabrało rozpędu w nowym życiu, edukacja przysparzała mi wielu chwil radości, Bóg stał się przyjacielem na dobre i złe.

Pozdrawiam.

Mariusz.

 

Komantarze

copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl

Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom

projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl