2014-12-07
Wiem, jesteśmy tylko ludźmi i ciężko nam walczyć z samotnością, zwłaszcza wtedy, kiedy krótkie, ponure dni niemal się zlewają. Piszę o tym z różnych powodów. Sam wielokrotnie doświadczałem przeróżnych stopni jej dotyku.
Nadałbym jej miano klasycznej trucicielki z tytułu jej wybitnych umiejętności. Jest przedsionkiem depresji, a także ścieżką półmroku gdzie rosną cierniste pnącza kalecząc każdą ze swych ofiar. Jej ramiona są potężne, kiedy wyczuwa słabość, kiedy usłyszy spływające łzy nie odpuszcza, oplata jak pająk ofiarę w sieć i wysysa z niej życie…
Samotność ma różne oblicza, różne są też powody, które do niej prowadzą. Nie będę ich tu wymieniał, choć zaznaczę, że to nie dotyczy tylko osób, które mają za towarzysza cztery ściany. Ta okrutna „Modliszka” samotności dotyka również ludzi, którzy z pozoru mają wszystko, gdzie jest „pełna chata”, a mimo to cierpią…
Jak sobie z tym poradzić, jak zagłuszyć pustkę i obojętność niedojrzałych ludzi, którym brak wyobraźni? Czasem sam się nad tym zastanawiam. Rozmawiam z Bogiem i tak po chwili odczuwam ulgę. Dociera do mnie, że mam przyjaciela! No toż to właśnie z nim rozmawiam! Mój miły, mój na zawsze, na wszystkie dni i noce dobre, złe. Moja twarz się zmienia i ta lekkość w duszy…
Żal, że ludzie tak wybiórczo podchodzą do życia innych osób, których trawi samotność. A wystarczy tak niewiele. Chociażby „hej, co tam u ciebie, jak się czujesz… dajesz jakoś radę… do tego trochę uśmiechu na twarzy”. Nie trzeba wiele, aby na buzi pokrytej mrokiem rozbłysło światło i uśmiech przepełniony wyrazem wdzięczności. Nagroda za takie podejście jest bezcenna…
Prawdziwie szaleńcza radość w sercu, że dzięki mnie ktoś samotny się uśmiechnął, nawet noc jest wtedy inna, kiedy ma się poczucie zrobienia czegoś dobrego. A to nic nie kosztuje, drobny gest, poświęcenie chwili czasu drugiej osobie. Kiedy się przykłada głowę do poduszki, ma się wrażenie jakby sam anioł układał nas do snu. Czy nie jest to warte takich zachowań, by móc przeżywać radość taką z poklaskiem niebios!
Kiedy mnie ktoś szczerze bezinteresownie poświęca czas jestem bardzo szczęśliwy. Myślę sobie wtedy:
Boże przecież każdy ma jakieś swoje życie a mimo to potrafi wszystko tak pogodzić, że znajduje chwile i dla mnie.
Tak jak chociażby we wtorek kolega, który przyszedł specjalnie, aby pojechać ze mną do lekarza na konsultację. Pojechaliśmy tam autobusem, trochę spacerem…
To było piękne przeżycie, wyrwanie się z tych murów a On, Adrian był tam tylko dla mnie. Dziękuje Ci.
Niestety to tylko wyjątki.
Zawsze myślałem, że ludzie, którzy pracują w takich ośrodkach jak ten, w którym mieszkam są wyjątkowi, oddani i wrażliwi. Od dawna mam inne zdanie, oczywiście są wyjątki, dla których uśmiech kogoś w szponach samotności jest bezcenny i próbują cokolwiek zrobić, aby ten nie gasł. Ale niestety niekiedy mam wrażenie, że są i tacy, którzy odczuwają satysfakcje z tego, że nie ma, do kogo się odezwać.
Czemu to tak jest? To jakaś choroba? Nie złości mnie to, przeciwnie, współczuję, że nie poznają tego cudownego uczucia radości nie z tego świata. Tak to radość Boga, która przenika do ludzkiego serca i pozwala poczuć coś niewytłumaczalnie pięknego. To odpowiedź dla tych, których nurtuje i trawi pytanie, „dlaczego odwiedza mnie ta czy inna osoba i ile czasu mi poświęca”
Cieszy mnie to, że Pani przełożona jak i Pani kierownik mojego pawilonu to rozumieją, to dodaje mi większej wiary w ludzi. Ich dojrzałość i zrozumienie bardzo mnie buduje. Wykazują mądrość w ważnej sprawie dla mieszkańców, za co im dziękuje. Boli mnie tylko taka małość w kimś, kto podjudza i sączy jad kopiąc doły pod stopami innych. Może kiedyś dorosną do tego, aby samemu wyciągnąć rękę do kogoś, kto tego potrzebuje. Trzeba wierzyć.
Zastanawia mnie jeszcze jedna istotna sprawa. Jak sami czuliby się będąc na moim czy innych w podobnej sytuacji miejscu? Jak by się czuli gdyby to ich dziecko leżało w pokoju mając za towarzysza cztery ściany, komputer i telewizor?... Kontakty z przyjaciółmi przez Internet dodają sił, a rozmowa na żywo to jak tlen, bez którego nie da się żyć.
Trudno to tak jasno wyłożyć z serca, ale wcześniej czy później otwiera się w myślach „puszka” z radosną refleksją i chce się wykrzyczeć!:
Boże jak dobrze, że jesteś, mój Spowiedniku, mój Druhu nocnych pogawędek, Moje światełko w tym mroku niepogody. Mój Rybaku, przy, Którym tyle się uczę…
I cały ten mrok, chłód znika, słychać jedynie skowyt „Pana mroku”, który jak baśniowy Troll chowa się w pieczarze przed słońcem, aby jego promienie nie zamieniły Go w kamień.
Pogoda jest w sercu każdego z nas, daje nam ją nasz przyjaciel z Góry. Wystarczy podać Mu dłoń a On sprawi, że samotność zniknie. W ramionach Jego miłości nie można się smucić, On przysyła do nas osoby, które są takim potrzebnym źródełkiem energii i radości.
Wiara buduje most do ogrodu gdzie palety barw nie znają umiaru. W towarzystwie Szefa napawać się można delikatnością kwiatów przepysznych, śpiewem ptaków…
Są też ludzie, wszyscy pogodni, życzliwi, gotowi na każdym kroku pomóc, kiedy zachodzi potrzeba.
Ciężko wrócić z idealnego świata do normalnego, ale tu też jest pięknie. To od nas zależy jak dany dzień będzie wyglądał, budujmy mosty, korzystajmy z danych nam możliwości, aby ubarwiać świat. Nie pozwólmy, aby tracił kolory w imię, czego? Jakiejś ulotnej satysfakcji? To karma, którą żywi się zło, a kto z nas chciałby, aby jego dziecko płakało żyjąc w czterech ścianach? Zapewne nikt, więc warto pochylić się nad refleksją i chyba lepiej jest rozdawać uśmiech aniżeli szept skowytu oraz smutek.
Pozdrawiam wszystkich.
Mariusz.
copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl
Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom
projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl