2014-03-21
Witajcie.
Ostatnio bardzo dużo rozmyślam, zastanawiam się nad sobą jaki jestem, kim jestem... Dobry, zły i nie wiem, nie wiem bo słyszę, że tak, że jestem ważny i potrzebny innym ludziom że dużo daje z siebie pisząc chociażby różne artykuły. Jednak zadręczają mnie różne myśli kiedy słyszę, że jestem zapatrzony w siebie, że liczy się tylko to, co jest ważne dla mnie, że zawsze chcę być w centrum uwagi, że nie liczę się z innymi osobami....
Jest mi ciężko, ciężko bo nie wiem jak mam to odbierać. Wiem jaki jestem jaki chciałbym być, bardzo zależy mi na innych ludziach, to przecież dla Was pisze artykuły wszystkie przemyślenia, to co obserwuję przekazuje dalej w świat dla tych którzy pomijają po drodze tak wiele. Tylko tyle niczego więcej nie pragnę tylko zawrócić uwagę na otaczająca nas piękno.
Przykro mi kiedy słyszę o sobie że jestem po prostu złym człowiekiem, nie mogę sobie z tym poradzić, nie mogę przestać myśleć, szukam w sobie tych wad... gdzie one są, nie chcę ich!
Być może jest coś czego nie dostrzegam w sobie i rzeczywiście ranę jeśli tak, to przepraszam. Nie chcę być tylko dla siebie, bo wtedy moje życie nie miałoby żadnego sensu. Tylko wtedy kiedy daje siebie i z siebie wszystko co mam czuję radość. A błędy popełnia każdy nie ma wyjątków ja również nie jestem ideałem ale staram się być dobrym człowiekiem.
Nie ukrywam, że dużo tracę bo wolę utrzymać kontakty poprzez pisanie wyrażanie wszystkiego co czuję i myślę. Koresponduję w ten sposób z innymi poprzez słowa myśli wyrażenia... Tak łatwiej mi się otworzyć, a odpowiedzi na pytania, zawieram po prostu w tekstach między wierszami. Bardzo dużo czasami aż za dużo otwieram się dzieląc doświadczeniami, nie dlatego aby wywołać współczucie lecz po, to aby pomóc innym radzić sobie w podobnych sytuacjach. Zawsze na pierwszym miejscu jest dla mnie dobro innych.
Nie pisze tego wszystkiego dla siebie, bo równie dobrze mogę milczeć i trzymać wszystkie myśli w głowie nie dzieląc się z nikim. Ale po co założyłem stronę? Po to aby pomóc innym to jest swego rodzaju misja potrzeba którą mam do spełnienia, Ten skok do wody odebrał mi bardzo wiele ale też nie mniej otrzymałam w zamian i tym pragnę podzielić się z innymi ludźmi. To cieszy mnie najbardziej, kiedy napiszę jakiś artykuł, kiedy widzę chociaż jeden z komentarzy że to co napisałem pomogło w jaki sposób chociażby jednej osobie to jestem bardzo szczęśliwy. Nie zależy mi no poklasku pod tym co piszę, ważne jest dla mnie to, że jakaś część mojego przekazu komuś pomogła.
A teraz bardzo chciałbym podzielić się z wami chwilami które spędziłem w poprzednią niedzielę. Kiedy przyjechał do mnie tata, za oknem była bardzo piękna pogoda świeciło słońce i pomyślałem, że dobrze by było wyjść na spacer. Tata był nieco sceptyczny, mówił że jest chłodno, że wieje wiatr, że mogę się przeziębić, ale postawiłem na swoim. Ubrałem się bardzo ciepło i tata razem z opiekunem posadzili mnie na wózek elektryczny. Pojechaliśmy i uwaga, do supermarketu M 1!
Było wspaniale podziwiałem widoki chociaż nie ma jeszcze zielonych traw, liści na drzewach, za to widziałem kilka kluczy dzikich gęsi. Rozkoszowałem się wszystkim a słonko i wiatr pieściły nasze twarze. Było bardzo ciepło Boże jaka euforia jaka radość i szczęście malowało się na mojej twarzy kiedy wyjechaliśmy do środka M 1. Było mnóstwo ludzi i dostrzegłem coś nowego, pewną zmianę w ich zachowaniu. Kiedyś nie spuszczali ze mnie wzroku, zwracali uwagę na osoby niepełnosprawne a teraz? Jakaś totalna metamorfoza, czułem się bardzo swobodnie, jeśli ktoś na mnie spojrzał to, tylko się uśmiechnął, wszystko było takie przyjazne.
Usiedliśmy przy stoliku tata zamówił sobie zimne duże piwo a, ja małe. Przyznaję, że bardzo rzadko piję jakikolwiek alkohol, ale musiałem uczcić mój pierwszy spacer do supermarketu tym jednym małym piwem. Spędziliśmy wspaniałe kilka godzin, tata był szczęśliwy, że wreszcie nie musi mnie pchać wózkiem tylko szedł obok i podziwiał mój sprawny pojazd. A tak przy okazji dziękuję bratu mojej przyjaciółki Agaty za akumulatory, dzięki nim mogę być bardziej samodzielny.
I właśnie, to nie wszystko bo, w poniedziałek musiałem jeszcze raz wysłać do Krakowa badanie moczu na wykonanie autoszczepionki. Umówiłem się kolegą że około godziny czternastej przyjedzie do mnie po paczkę. Ja natomiast tego dnia pojechałem na rehabilitacje po kilku zabiegach na bolący bark pomyślałem - skoro byłem dzień wcześniej z tatą w supermarkecie to może pojadę wózkiem do mojego przyjaciela Łukasza i zawiozę mu przesyłkę?
Cholera muszę przyznać, że bardzo, ale to bardzo się bałem to był mój pierwszy raz kiedy wyjechałem sam na wózku a obok mnie nie było nikogo. No ale podjąłem wyzwanie, zabrałem, ze sobą telefon, szczęśliwego jaśka na kolana, butelkę z piciem i przesyłkę. Miałem do przejechania około 3 kilometry do firmy przyjaciela – wyruszyłem! Ale? No właśnie nie mogło obyć się bez niespodzianek. Co zrobiłem? Ano oczywiście pomyliłem drogę i wpadłem w panikę. Bez namysłu na środku jezdni zawróciłem i chciałem jak najszybciej wrócić do dom opieki. Poczułem się bardzo słabo kręciło mi się w głowie ale wiedziałem że to tylko wpływ psychiki. Musiałem stanąć z nią do pojedynku. Zatrzymałem się w cieniu napiłem wody, wyrównałem oddech, uspokoiłem myśli i poczułem się lepiej. Pomyślałem o nie jeśli już udało mi się pokonać taki dystans samemu to z Bożą pomocą odnajdę drogę to do firmy przyjaciela.
I tak się stało po, prostu pomyliłem trasę, cofnąłem się o kilometr i poznałem, że ta droga jest właściwa. Po chwili byłem już na miejscu miałem telefon zadzwoniłem po Łukasza a on odbiera i mówi - no cześć Mariusz jestem nie daleko od ciebie, niedługo przyjadę odebrać paczkę - a ja mówię - słuchaj, jestem u ciebie w firmie stoję pod bramą.
Naprawdę?! - zapytał z niedowierzaniem, po czym odparł - będę za 5 minut. I tak też się stało. Kiedy wyszedł z auta rozglądał się dookoła szukał osoby która, ze mną przyszła nie mógł uwierzyć, że sam przyjechałem na wózku tak daleko i nie bałem się. Przecież zawsze kręciło ci się w głowie powtarzał i trzeba było cię przechylać do tyłu! Jak ci się udało przyjechać zapytał? Odpowiedziałem, że teraz teraz częściej siadam i nie trzeba mnie tak często przechylać. Mimo to nie uwierzył nadal się rozglądał. Po kilkunastu minutach w końcu kręcąc głową z podziwu oznajmił – no to gratuluję przyjeżdżaj częściej. Uśmiechnął się i poklepał po plecach.
I tak niemożliwe stało się możliwe, przełamałem strach i jestem dumny. To była moja fobia którą pokonałem. Choć przyznaję, całą drogę do Łukasza się modliłem, bez tego nie wyjechałbym na zewnątrz. Warto próbować i zdobywać wszystko to, co z pozoru wydaje się być nieosiągalne. Radość z tego jest bezcenna. Uwierzcie a zobaczycie...
Pozdrawiam Mariusz.
copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl
Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom
projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl