2021-11-11
W ciągu dnia, kiedy leżę na boku, co jakiś czas podnoszę się, za pomocą drabinki i opieram się łokciem na barierce tak, aby rozluźnić spastykę i popatrzeć na bajkowy widok za oknem. Tak, tak jest bajkowy, bo na niewielkim skrawku rosną jodełki i sosny, aa między nimi stoi śliczna altanka i wygląda jak domek z pierników. Tuż za nią jest piękny trawnik otoczony metalowym ogrodzeniem, które widać tylko późną jesienią, bo rośnie w nim żywopłot...
Latem wszystko tam wygląda idealnie, można stać i napawać się tym „kawałkiem Nieba”. Teraz, kiedy tam zaglądam z wielką łatwością przywołuję poszczególne pory roku i wyobrażam sobie nie jedno… Wiosną zerkam i widzę jak Anioł Boży dogląda tam wszystkiego i cokolwiek człowiek zniszczył starannie opatruje. Często wyobrażam sobie, że jestem obok Niego i notuje, co i gdzie trzeba zrobić. On jest tak łagodny, tak ciepły i cierpliwy, dotyka miejsc gdzie i jakie kwiaty będą rosły. No, a potem mam wielką radość z tego, kiedy to wyjeżdżam na „inspekcję”, gdy wiosna rozkwita i oglądam jak Boży Ogrodnik posiał na tym skrawku całe mnóstwo kwiatów! Radość sięga zenitu, gdy zamknę oczy…, wtedy „widzę” jeszcze więcej i czuję mocniej jak zapach życia karmi moje powonienie. To niebywałe ilu tu Aniołów zapracowanych dookoła dotykiem swym pobudza to, co jeszcze w przyrodzie było zaspane. A ja biegam i wołam do Nich: więcej mleczy dajcie więcej mleczy, aby na tym żółtym dywanie bawić się z motylami i rzucać się w te śliczne żółte fale i unosić się na ich powierzchni! I kiedy to coraz głębiej zanurzam się w oceanie marzeń nagle w sposób gwałtowny zostaję wyrwany z ich ramion. Sprawcą tego jest nie, kto inny jak Pan ogrodnik z naszego domu opieki, który z ręczną kosiarką spalinową rozproszył ten niebiański widok tak, że nawet Anioły poznikały. Czy jestem wówczas zły na niego? Absolutnie nie, bo wtedy czuje inny zapach, który przywołuje ciepłe wspomnienia. Tym zapachem jest spalinowe paliwo z dodatkiem oleju. Zawsze, kiedy go czuje wracam do pięknych wspomnień.
Miałem może 16 lat, kiedy rodzice dali mi pieniądze na zakup piły motorowej, po, którą przyjechałem, ze starszym przyjacielem Zenkiem do firmowego sklepu Husqvarna w Radomiu. To było wczesną wiosną, bo pamiętam resztki śniegu w zacienionych miejscach. Od następnego dnia wziąłem się za porządki i powolutku wycinałem stary sad zza domu po drugiej stronie jezdni, aby przygotować tam pole pod uprawę papryki. To był chyba jeden z piękniejszych okresów mojego życia. Tata był Kierownikiem Banku Spółdzielczego, a ja z mamą gospodarzyłem. Piła była na dotarciu, więc trzeba było korzystać z niej ostrożnie, ale to była frajda i ten wyjątkowy zapach mieszanki paliwa! Pan ogrodnik z domu opieki nawet nie wie, że porywa mnie do chwil tak radosnych. Byłem taki szczęśliwy, kiedy mama mnie wysyłała do lasu żeby zrobić wycinkę sosen na materiał do budowania tuneli pod paprykę. Zawsze robiła mi wyprawkę żywnościową, bo schodziło mi tam wiele godzin przy pracy. Miałem zawinięte w chusteczce kanapki, w ręczniku była butelka gorącej herbaty i jabłuszka, ech czułem się takim gospodarzem, że hej! Tata nauczył mnie jak robić przecinkę, które sosny można wyciąć, a, które zostawiać. Więc te mniej proste szły na odstrzał, a te proste zostawiałem, choć czasem ciąłem i takie, ale tylko wtedy, gdy rosły obok siebie i jedna miała szansę wyrosnąć na dorodnego chojaka. Najpierw wycinałem te gorsze, a potem siekierką oczyszczałem je z gałęzi i układałem je na kupki. Kiedy robiłem przerwę to zawsze pod olbrzymim starym dębem, który ku zmartwieniu wszystkich umierał, był niemal suchy. Siadałem przy nim i coś zjadałem, a potem wstydliwy relaks na papierosa. Wstyd, ale paliłem już w wieku 16 lat mimo karcenia przez mamę. A nawiązując do dęba to miał z dwieście lat i jak byłem młodszy dziadek opowiadał wiele różnych historii, a, kiedy go pytałem skąd je wszystkie zna to wskazał właśnie tego dęba, że wiele z nich usłyszał od niego, a ja uwierzyłem. Uwierzyłem i nie zliczyłbym ile razy dostawiałem uszu do jego kory żeby odezwał się, choć raz. I nie spodziewałem się tego, że to mnie przyjdzie ściąć taką legendę! Ale stało się tak po jednej okropnej burzy, która zniszczyła wiele drzew w okolicznych lasach, także i dąb został częściowo powalony. Dla bezpieczeństwa trzeba było go usunąć. To jedno z drzew, przy, którym wręcz szlochałem przy ścinaniu. Bez dęba to miejsce straciło wszystko urok, serce i „duszę”. Tam też był „Skrawek Nieba” nie tylko dla mnie, ale dla wielu ludzi z okolicznych wiosek. Wokół niego było wiele mchu tak delikatnego niczym puch, a w nim grzyby i to borowiki. Po ścięciu dęba także i on z roku na rok wysychał, w oczach zmieniał kolor na coraz bardziej żółty, aż w końcu całkiem zanikł. Tak sobie myślę, że żył w harmonii z dębem i kiedy go zabrakło biedny usechł z tęsknoty. Wcześniej, gdy jeszcze tliło się życie w tym olbrzymim drzewie wszystko wokół niego ewoluowało i wyglądało jak odrębne Królestwo w środku lasu. Ale gdy Zamek padł rozsypały się i mury. Każdy ubolewał na utratą tego miejsca, zwłaszcza starszym ludziom, którzy kto wie czy w tym mchu niczym puchu nie przyprowadzali swoich dziewczyn na „owocne” randki. Wszystkie te tajemnice zabrał ze sobą dąb, tak trudno było przywyknąć do nowej rzeczywistości.
Mimo, że to był nasz las to tato i tak poszedł do babci (dziadek już nie żył) i zapytał czy możemy go ściąć. Babcia przyszła na inspekcje otarła łzy, a to zaraz się udzieliło wszystkim… Widziała jak burza nocna go powaliła tą obfitszą stroną na wiele sosen i kurcze, aż mi ciężko o tym pisać, babcia nie mogła wydobyć z siebie słowa i skinęła tylko głową, co oznaczało – trzeba go usunąć. I niech mi ktoś powie, czy podczas ścinania nie przeżywałby tego wszystkiego? Tak na marginesie to serce mi pęka, bo kiedyś starsi ludzie byli szanowani i kochani. Dziadek czy babcia to był najwyższy autorytet dla swoich dzieci i wnuków, a jak jest teraz? Odpowiedz zna każdy, dlatego piszę to, Bóg mi świadkiem mając łzy w oczach, bo widzę ile starszych ludzi mieszka w moim DPS. Rozumiem niektóre okoliczności, ale większość ma dzieci, które się ich pozbyły z dużego pięknego domu, bo…, ech. Wracając do tematu praca z piłą motorową była oprócz tego wyjątku przyjemnością. Więc, kiedy Pan ogrodnik z DPS wybudza mnie z barwnych marzeń to nie robi niczego złego, bo kiedy tylko zechcę rzucam się w objęcia innych i takim sposobem można sobie urozmaicić codzienne życie. Kawałek Nieba tu kawałek tam i tak do końca by zdobyć całe wliczając to teraźniejsze życie nie tylko to z przeszłości. Życie po skoku odsłoniło więcej piękna niż to przed, ale dziękuje Bogu za "oba" bo w połączeniu się uzupełniają ❤
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
copyright © 2013 www.mariuszrokicki.pl
Rokicki Mariusz Ul. Wyścigowa 16 m1, 26-600 Radom
projekt i wykonanie: www.zaginionestudio.pl